Historia, tradycja i położenie

Położenie

Gmina Liszki położona jest w południowej części Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Od strony wschodniej graniczy z miastem Kraków, a od zachodniej z gminą Czernichów. Strona południowa przylega do rzeki Wisły, zaś północną częścią opiera się o Garb Tenczyński. Obszar ten objęty jest Tenczyńskim Parkiem Krajobrazowym i Bielańsko-Tynieckim Parkiem Krajobrazowym. Przez środek gminy przepływa rzeka Sanka tworząc tzw. zapadlisko Cholerzyńskie o szerokości 2 km. Urozmaicona rzeźba terenu – wapienne skałki krasowe, dolinko oraz jaskinie przyciągają licznych turystów.  

Gmina Liszki wchodzi w skład powiatu krakowskiego. W pobliżu znajduje się Międzynarodowy Port Lotniczy im.  Jana Pawła II Kraków – Balice. Przez obszar gminy przechodzi autostrada A4 wraz z obwodnicą Krakowa oraz droga nr 780 do Oświęcimia. Jako gmina przylegająca do Krakowa posiada dobre połączenie z miastem liniami komunikacji miejskiej oraz prywatnymi liniami busów.


Tradycja

Piekarstwo

Dziś Liszki kojarzone są głównie z produkcją kiełbasy krajanej. W pierwszej połowie XIX wieku  (zapewne także wcześniej) najpopularniejszym produktem lisieckim były kukiełki. Pieczone według tradycyjnych receptur bułki, o charakterystycznym kształcie, cenione były przez konsumentów. Można je było kupić w domach-warsztatach piekarzy, na lisieckim rynku w centrum wsi, a także na okolicznych targach. Sporą grupkę włościan z Liszek handlujących tym rodzajem pieczywa można było spotkać m.in. w kościele Najświętszej Maryi Panny na krakowskim Rynku Głównym.

Kukiełka nigdy nie była codziennym pożywieniem biedaków, ani…skąpców. Ten rodzaj pieczywa kosztował nieco więcej niż zwykłe bułki. W niektórych wioskach istniał zwyczaj darowania większej ich ilości (pełnego fartucha) gospodyni urządzającej wesele. Czegoś taniego, a tym bardziej tandetnego, nikt by w prezencie ślubnym nie dawał.

Oprócz kukiełki, specjalnością Lisieckich piekarzy były okrągłe placki z serem i rodzynkami –tzw. kołoce. Przed laty ten rodzaj kołaczy pełnił w Liszkach i okolicznych wsiach funkcje, jakie dziś odgrywają …torty. By nie być gołosłownym: podczas wesel zaproszeni goście otrzymywali po ćwiartce takiego placka, a do tego białą kawę z kożuszkiem w dużych fajansowych garnuszkach.


Kiełbasa lisiecka

Kukiełki z Liszek warto jeść z wędliną pochodzącą z tejże miejscowości, najlepiej z lisiecką kiełbasą krajaną. Rozmiłowanym w tradycji doradźmy dawny sposób konsumpcji, popularny niegdyś na weselach. Do ręki bierzemy pół kukiełki oraz kawałek kiełbasy i na przemian przegryzamy. Można wzorem Kasi z wajdowskiej ekranizacji Wesela przepić to alkoholem, jednak umiarkowanie - raz, że browar i gorzelnia w Piekarach już dawno nie istnieją (w epoce propinacji miały one monopol na tych terenach na sprzedaż alkoholu), po wtóre w parafii lisieckiej w połowie XIX w. bardzo prężnie i skutecznie działało Towarzystwo Trzeźwościowe.

Sławę Liszek, jako centrum produkcji doskonałych kiełbas, należy wiązać z 2 połową XIX w. Zapotrzebowanie na wyroby masarskie wytwarzane według miejscowej receptury spowodowało, że wiele rodzin zaczęło specjalizować się w produkcji kiełbas, salcesonów, kiszek, pasztetów, etc. Na początku XX stulecia, z inicjatywy zasłużonego dla wsi wójta Jana Madeja wzniesiono budynek rzeźni gminnej. Podobnie jak w przypadku kukiełek stałym miejscem handlu wyrobami masarskimi był rynek lisiecki oraz pobliskie targi: w Krakowie, Skawinie, Krzeszowicach, Zabierzowie i Czernichowie. Stoisk z kiełbasą lisiecką nie mogło braknąć na okolicznych odpustach parafialnych (m.in. na Bielanach, w Alwerni czy Krzeszowicach). Trafiały także do krakowskich sklepów oraz restauracji, w tym najsławniejszych: Hawełki i Wenzla. Niektórzy producenci kiełbasę krajaną eksportowali nawet poza granice kraju.

Ogromnym ciosem dla wędliniarstwa lisieckiego była II wojna światowa. Pod okupacją niemiecką praca w rzeźni zamarła. Najgorsze miało jednak nadejść dopiero po wojnie. W ramach walki z wytwórczością prywatną władze komunistyczne zwiększały podatki dla rzemieślników. Znikały kolejne firmy. Walcząc z absurdami państwa totalitarnego masarze pracowali w tajemnicy. Ogień w wędzarniach zapalano nocą. Niestety sypały się kary i to nie tylko w formie grzywny, ale także wielomiesięcznego więzienia. Jedyną legalną instytucją, która w Liszkach kontynuowała tradycje masarstwa, była Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska”. W latach 60, jej zarząd podjął starania o uzyskanie licencji na rozszerzenie produkcji wędlin. Co ciekawe, podjęte na najwyższym szczeblu państwowym zabiegi, niewiele różniły się od czynionych przez przeciętnych liszczan przy załatwianiu różnych spraw w urzędach. Po prostu na imprezę związaną z zakończeniem kolejnego etapu budowy elektrowni czy też huty w Skawinie, w której uczestniczył ówczesny premier Józef Cyrankiewicz, zawieziono duże ilości wędlin. Lisiecka niewątpliwie zrobiła wrażenie na polityku, skoro później jeszcze kilkakrotnie do Warszawy wysyłano spore transporty wędlin. Sprawa została załatwiona pomyślnie. Niestety, nie w smak to było towarzyszom niższego szczebla. Należący zaledwie do Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego prezes spółdzielni został usunięty, a jego następca, członek Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, nie uruchomił zawieszonej tymczasowo (na czas remontu) produkcji. Od tej pory, aż do zmian systemowych pod koniec XX wieku, wyrób kiełbas Lisieckich pozostał domeną masarzy prywatnych, wyrabiających i sprzedających je pokątnie. Dopiero zmiana systemu polityczno-gospodarczego pod koniec XX w. pozwoliła wędlinie Lisieckiej wyjść z podziemia gospodarczego.


Plecionkarstwo

Wytwarzanie wyrobów z wikliny jest obecnie sztandarowym rzemiosłem Gminy Liszki. Splecione witki wikliny trafiły nawet na tarczę herbu Gminy, a organizowane co roku Dni Wikliny należą do jej głównych imprez.

Wyplatanie koszy wiklinowych było umiejętnością znaną na nadwiślańskich terenach od wieków, jednak jego wysoki poziom techniczny i estetyczny jest w dużej mierze pokłosiem krótkiej działalności szkoły wikliniarskiej utworzonej w 1874 r. z inicjatywy ówczesnego właściciela dworu i folwarku w Ściejowicach Maksymiliana Machalskiego (1817-1890).
Dr Max Machalski, wybitny adwokat i poseł do parlamentu Austro-Węgier wiele czasu i energii poświęcał także działalności społecznej. Gdy na początku lat siedemdziesiątych XIX w. w kręgach samorządowych Galicji dużą popularność zdobyła idea ekonomicznego wzmocnienia tej części ziem polskich przez wspieranie lokalnych centrów rzemieślniczych, właściciel Ściejowic postanowił pomysł ten wprowadzić w życie w swoim nadwiślańskim majątku.

Wiedząc, że mieszkańcy Ściejowic oraz okolicznych wiosek obok pracy na roli zajmują się także wyplataniem różnego rodzaju przedmiotów z wikliny, postanowił doprowadzić do polepszenia jakości wytwarzanych produktów przez podniesienie umiejętności i wiedzy fachowej wytwórców. Temu miało służyć zorganizowanie szkoły plecionkarskiej dla dzieci miejscowych chłopów. Przeznaczone na rozwój szkolnictwa rzemieślniczego fundusze rządowe zapewniły pensję dla nauczyciela oraz środki na zakup niezbędnych materiałów i narzędzi. Pomieszczenia na zajęcia lekcyjne udostępnił Machalski w budynkach dworskich. 

Zajęcia rozpoczęły się 6 marca 1874 roku. Instruktorem został pochodzący z Bawarii wędrowny nauczyciel Józef Karg. Wyniki przeszły najśmielsze oczekiwania. Po kilku tygodniach ośmiu uczniów za wytwarzane przez siebie wyroby pobierało już spore pensje. Jeden z pieniędzy zarobionych w szkole utrzymywał nie tylko siebie, ale także ojca. 
Wkrótce produkty wytwarzane w szkole znalazły uznanie w całej Galicji, a nawet poza jej granicami. Chwalili je również poproszeni o opinię specjaliści z Wiednia.

Szkoła koszykarska w Ściejowicach była pomyślana jako instytucja czasowa. Miała za zadanie wyszkolenie grupy dobrych fachowców, którzy byliby w stanie przekazać swoją wiedzę innym. Po wykształceniu 46 uczniów została przeniesiona do Liszek, by zapoznać z rzemiosłem młodzież z odleglejszych wiosek. Efekty pracy jej uczniów prezentowano na wystawach w Krakowie i Lwowie. Wszędzie spotykały się z entuzjastycznym przyjęciem i pozytywnymi opiniami. 

Oczywiście przedmiotem zachwytu nie były zwykłe kosze. Na wystawie można było bowiem oglądać: wielkie kosze złocone na kwiaty, zwane ogródkami pokojowymi, koszyki, kobiałki i opałki różnej formy i do różnego celu, barwy naturalnej materiału lub malowane, napuszczane lakierem, pokostowane, gładzone, z trzciny, sitowia, wierzby, włókna, łubu.  Tego typu wyroby z wikliny trafiały w gusta tak wymagającej klienteli jaką niewątpliwie stanowiło zamożne mieszczaństwo oraz szlachta. Koszyki ze Ściejowic stały się znaną marką. Tak podpisane wyroby można było znaleźć w sklepach całego kraju. Wprawdzie po kilku miesiącach działalności w Liszkach szkołę przeniesiono do Krakowa, jednak praca Józefa Karga oraz jego uczniów procentowała przez kolejne dziesięciolecia.

Z czasem produkcja wyrobów z wikliny skoncentrowała się na terenie Ściejowic, Jeziorzan i Rącznej. W tej ostatniej miejscowości na początku XX wieku istniała wytwórnia wyrobów koszykarskich Zygmunta Lauera. Działała przy niej także szkoła ucząca rzemiosła. W grudniu 1930 roku mieszkańcy Rącznej założyli Spółdzielnie Koszykarską, która prężnie się rozwijała, umacniając swoją pozycję na rynku. Niestety, kres jej istnieniu przyniosły przekształcenia spółdzielczości w czasach PRL. Tradycja jednak przetrwała. Dziś samochody pełne wyrobów z wikliny ruszają z Rącznej, Ściejowic i Jeziorzan, by cieszyć konsumentów z Polski i innych krajów Europy.

Tekst: Adam Kowalik